22 paź 2015

"Do Samego Końca z Tobą"





Tytuł: Do Samego Końca z Tobą
Autor: Snovi
Fandom: Harry Potter
Pairing: Harmony [Harry Potter/Hermiona Granger]
Ostrzeżenia: tekst zawiera romantyczne sceny, +18
Status: one-shot
Dodatkowe informacje od autorki: Miniatura ta powstała na potrzeby akcji "Miniatury na zamówienie" na Stowarzyszeniu Księcia Półkrwi i napisana została dla Natalie Hutcherson. Jest ona mojego autorstwa, dlatego też roszczę sobie do niej wszelkie prawa.
Data publikacji na SKP: 30.09.2015, link do SKP




Nie sądziła, że ktokolwiek będzie w stanie zapełnić dziurę w sercu, jaką po sobie pozostawił. Niebo przy nim zawsze było niebieskie, trawa zielona, słońce żółte  – każda rzecz miała swój kolor, a teraz? Ciemne barwy osłoniły jej świat. Jak mógł zachowywać się tak próżnie? Jak mógł ją pocałować? Dlaczego ze sobą byli? Gdzie w tym wszystkim było miejsce dla jej pustej duszy?

Tego dnia wszyscy chodzili podenerwowani. Mecz Slyhetrin - Gryffindor zbliżał się wielkimi krokami, toteż dało się czuć jeszcze większe napięcie między tymi domami, niż zazwyczaj. Szczególnie nieciekawie trzymał się Ron, który blady siedział przy stole i grzebał widelcem w jedzeniu. Właśnie. Zamiast jeść swoją porcję łakomie, rozchlapując jedzenie na prawo i lewo, on jedynie dziabał coś na talerzu. 

 Ron – panikowała Ginny – musisz coś zjeść. Przecież czeka Cię mecz! Nie możemy przegrać, bo wielki szanowny Pan Weasley postanowił nie zjeść śniadania, skutkiem czego zemdlał i spadł na boisko z kilkunastu metrów! – piekliła się jego siostra, wymachując przy tym dłońmi na lewo i prawo.

– Harry – Hermiona zwróciła się szeptem do przyjaciela, który siedział obok – zrób coś, w końcu jesteś kapitanem. Zmobilizuj go, rozruszaj. Inaczej Ginny do końca go załamie – zachęciła, patrząc na niego uważnie.  

Niekoniecznie chodziło jej o to, co zrobił w kilka sekund później i co wyszło na jaw po meczu. Ale stało się. Gryffindor cieszył się wygranym Pucharem Quidditcha - „Weasley naszym królem” - wiwatowali wszyscy w pokoju wspólnym, podczas małej imprezy z tej okazji. Gdzieniegdzie lewitowały wyczarowane lampiony, na stolikach stały łakocie i butelki kremowego piwa, a z gramofonu płynęła muzyka. Szyld nad kominkiem mienił się kolorami ich domu, głosząc przy tym wiwaty na cześć zwycięzców.

– Nie dałem mu Felix Felicis – ktoś wyszeptał nagle do jej ucha, na co ona odwróciła się przestraszona, wpadając zaraz w objęcia przyjaciela.

– A więc... – wymruczała zszokowana, przyglądając się wesołemu obliczu Harry’ego.

– Tak, jedynie udawałem, że wlewam mu eliksir do soku. – Potwierdził jej przypuszczenia, uśmiechając się szerzej

 – Och, jesteś naprawdę wspaniały. Nigdy więcej nie powiem złego słowa o twoim sprycie – dodała, patrząc mu w oczy z szerokim uśmiechem wymalowanym na jej brzoskwiniowych wargach. 

A potem było już tylko gorzej. W jednej chwili cały jej świat się zawalił – nie było nadziei. Lavender Brown pocałowała Rona, a on to odwzajemnił. Jej serce pękło na milion kawałków, które, rozsypane po podłodze, wydały z siebie ciche echo rozpaczy. W koło dało się słyszeć krzyki wyrażające podziw. Jednak jej życie zatrzymało się na tym fragmencie. Nieśpiesznie wycofała się, czując, jak duchota zalewa jej ciało, jak do oczu napływają łzy. Zostawiła zszokowanego, choć uśmiechniętego przyjaciela z przodu i nie zwracając na siebie niczyjej uwagi, wyszła z pokoju wspólnego, kierując się na półpiętro schodów w wieży. Plecami oparła się o ścianę i zjechała po niej w dół, łkając cicho. I wtedy to się stało. Gdyby nie silne dłonie przyjaciela, nie wiedziała, czy potrafiła by się podnieść. Czy potrafiłaby stawić czoła porażce? Powoli dzięki niemu odnajdywała wiarę w siebie. Pomagał jej każdym swym uśmiechem, miłym słowem i gdy trzeba było, odpędzał Rona i wymyślał wymówki na jej nieobecność.

Ten wieczór postanowili spędzić wspólnie, jak za starych, dobry czasów. Z tą różnicą, że bez Rona, wiecznie marudzącego na ich pomysły. Początkowo odrobili zadania domowe, później pograli trochę w eksplodującego durnia, a na sam koniec relaksowali się przed kominkiem, wspominając żarty bliźniaków za czasów szkolnych.  Nie zauważyli nawet, że koledzy rzucali im dziwne spojrzenia za każdym razem, gdy wybuchali gromkim śmiechem. 


 – Wiesz… Nie wiem, czy to dłużej zniosę, Harry – mruknęła Hermiona, podkulając kolana pod brodę.

– Co konkretnie?  Rona i Lavender? –  zagadnął zmartwiony i nie myśląc długo, wstał z podłogi, na której siedział i zajął miejsce obok niej. 

– Nie chodzi o nich, tylko o tę pustkę, wiesz? – wytłumaczyła mu, ale widząc, że nie do końca rozumie, ciągnęła dalej. – Czuję po nim pustkę, ale nie mam do niego żalu. Widzę, jak patrzysz na Ginny gdy jest z Deanem, ja jednak nie patrzę już tak na niego. Na Rona. Wymawianie jego imienia nie sprawia mi już problemu, nie czuje kołatania serca, gdy jest w pobliżu, ani nie chce mi się wymiotować, gdy całuje Brown. Po prostu przestałam czuć, Harry. – Cisza, która między nimi zapanowała, sprawiła, że zrozumiał jej słowa.

Nie do końca była pewna, w którym właściwie momencie to do niej dotarło. Prawda, która zamiast boleć, wypełniała jej ciało obojętnością. Z dnia na dzień widok ich obściskujących się ciał, przestał jej dokuczać; w końcu była w stanie zacząć z nim rozmawiać i śmiać się przy kominku jak za dawnych lat. Do jej głowy zaś zaczęły wkradać się coraz częściej wspomnienia  z Harrym. Jak uczyli się razem, siedzieli w bibliotece, kiedy chodzili na podwieczorki do Slughorna, jak spacerowali po błoniach i odwiedzali Hagrida. Kilka miesięcy zajęło jej zrozumienie – jej, najmądrzejszej czarownicy od czasów Roveny Ravenclaw – co tak naprawdę się dzieje. I sama nigdy by na to nie wpadła, gdyby nie on. Jego silne ramiona, które oplotły jej talię i przyciągnęły do siebie mocno, a później ciche słowa „uważaj na siebie, Hermiono. Do zobaczenia w Norze”.

 Tego dnia przepadła. Wiedziała, że jej serce zostało wraz z nim na King’s Cross. Harry Potter niespodziewanie wkradł się jej duszę, ciało, i umysł. Wszystko co robiła, co czuła, gdzieś nieświadomie nawiązywało do jego osoby. Ten jeden uścisk, ten jeden cichy szept sprawił, że zapragnęła przeżyć nadchodzącą wojnę, byle tylko móc patrzeć jak wychodzi z niej cały i szczęśliwy, w ramionach Ginny. Tak, nawet w ramionach Ginny. Byle by nie dał się pokonać. 


Zmęczona dotarła do domu, wpadając w objęcia rodziców. Oczywiście, że się martwili. Nie dopuszczali do siebie myśli, by miała wrócić do Hogwartu na ostatni rok. Wiedzieli przecież, że w świecie czarodziejów dzieją się złe rzeczy. Nie mieli jednak pojęcia, że Hermiona już dawno podjęła decyzję o tym, co chcę zrobić. Każdy dzień wykorzystywała jak najlepiej. Wychodziła z nimi na wycieczki, robiła im śniadania do łóżka. Wieczorami oglądali filmy w domowym zaciszu, chodzili do kina i na spektakle. Chciała zachować po nich pamiątkę w postaci wspomnień, których oni posiadać nie będą.


– Obliviate – wyszeptała, celując różdżką w tył ich głów, podczas gdy siedzieli i przeglądali rodzinne albumy.


Wymazanie pamięci… Było ciężkie. I nie chodziło tu o opanowanie techniki, ani o samo rzucenie zaklęcia. To byli jej rodzice, a szansa, że ich odnajdzie była nikła, prawie zerowa, ale ponownie wolała wybrać gorszą dla siebie opcję, niż by miała narazić ich na niebezpieczeństwo nadciągającej wojny. A jako mugole, rodzice czarownicy… Nie mieliby szans na przetrwanie. Łzy spływały po jej policzkach, gdy wychodziła z szarego domku na obrzeżach Londynu, a serce krzyczało „Wróć, cofnij zaklęcie! Ucieknij razem z nimi!”.


Wybrała Harry’ego i stanie u jego boku podczas bitwy. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest niemądra, że nie wie, co robi… Jednak pierwszy raz w życiu podążała dokładnie za tym, co mówiło jej serce, nie rozsądek. Musiała pomóc uratować czarodziejów, niewinnych ludzi, a nawet cały świat. A przede wszystkim, nie mogła dopuścić, by Ron Harry sami ruszyli po horkruksy. Jeżeli miałaby to być ich ostatnia wyprawa, niech tak będzie – Golden Trio albo przeżyje, albo zginie, ale będąc razem do samego końca. Z cichym pyknięciem aportowała się do Nory.

~~


Gdy była w domu, nie myślała o uczuciach, jakie w niej zakwitły do czarnowłosego, lecz nie mogła ich zignorować, gdy znów ujrzała jego oblicze w kilka dni po tym, jak dotarła do domu Weasleyów, podczas misji „Siedmiu Potterów”.

– Harry, tak tęskniłam – wyszeptała szybko, ściskając mocno jego szyję. Ustami krótko ucałowała jego policzek i odsunęła się, dając innym szansę na przywitanie się. Serce jej biło jak oszalałe, jednak miłe uczucie ciepła przepływało przez jej ciało. Nie do końca wiedziała, o czym to świadczy, ale podobało jej się to. 


Czas nie był im pobłażliwy, przeciwnie. Był panem i władcą, bawił się w kata i nie szczędził nikogo – zupełnie jak Voldemort, który bawił się ludźmi i życiem. Podczas misji zginął Alastor Moody i Hedwiga, a George stracił ucho. Każdy okazywał smutek na swój sposób. Fred cały czas siedział przy swym bracie, a Harry cierpiał po stracie ukochanego zwierzaka, po raz kolejny obwiniając się o niepotrzebną śmierć innych. Postanowił raz na zawsze zakończyć całej te problemy i uciec. Nie przewidział jednak jednego.


– Gdzie  idziesz, Harry? – kobiecy głos zatrzymał go na werandzie Nory. Zielonooki obrócił się spokojnie w stronę siedzącej na bujanej ławie przyjaciółki. 


– Nie mogę tu dłużej zostać, Hermiono. Wszyscy przeze mnie giną – wytłumaczył, opierając się dłońmi o drewnianą balustradę. – Nie mogę pozwolić, by ktoś jeszcze przelał za mnie krew.


– Zwariowałeś? – uniosła swój głos, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Za ciebie? Myślisz, że Moody zginął za ciebie? Że Hedwiga zginęła za Ciebie? Harry! – Wstała gwałtownie z ławy, czemu towarzyszyło głośne skrzypnięcie desek – oni zginęli przez Voldemorta, przez jego chore żądze. A co ważniejsze, oddali swoje życie, by inni mogli uczcić ich śmierć, raz na zawsze niszcząc zło, które ogarnęło nasz świat. – mówiła szybko. Swoją dłonią odnalazła jego dłoń i zacisnęła na niej swoje delikatne palce. 


– A co z Twoimi rodzicami? – zapytał.  


– Harry – wyszeptała, odwracając swój wzrok na gwieździste niebo. Nie potrafiła spojrzeć mu teraz w oczy. – Moi rodzice mnie nie pamiętają, bo użyłam na nich Obliviate – wyznała, drżąc lekko przez podmuch chłodnego wiatru. – Obiecałam Ci. Do samego końca z Tobą.


Nie wiedział co odpowiedzieć. Każdy się jakoś poświęcał, ale to, co zrobiła Hermiona wymagało w jego mniemaniu wielkiej odwagi. Sam nie dałby rady dokonać takiego czynu. Żadne słowo, które by wypowiedział, nie oddałoby w pełni tego, co czuł. Dlatego też zgarnął ją w swoje ramiona i złożył na jej czole krótki, troskliwy pocałunek. A ona zaś kurczowo zacisnęła pięści na swetrze, który miał na sobie. 

Ten moment był niczym świeży podmuch wiatru, w upalny, niedzielny poranek. Dał im chęć do przeżycia, do walki z tym, co pozostawało nieuniknione.


– Do samego końca z Tobą – wymamrotał, gładząc jej plecy.


~~


Kilka dni później odbyło się wesele Fleur i Billa. Goście zjeżdżali się z najróżniejszych stron. Zapewniono również przykrywkę dla Harry’ego, który spokojnie bawił się wśród tłumu jako Barney Weasley. Sam ślub był widowiskowy, Hermionie uleciało kilka łez, jednak całe ich morze wychlipała Molly, na co Artur reagował rozbawionym spojrzeniem, rzucanym w jej kierunku. Tańcom nie było końca. Ku zaskoczeniu panny Granger, pojawił się również Wiktor Krum, z którym to zatańczyła kilka razy. Ron patrzył na to niewzruszony, jednak Harry w przebraniu czuł wyraźną niechęć do tego mężczyzny. To on chciał być na jego miejscu. I przecież… Co go ma powstrzymywać? 


– Odbijany – mruknął, zaraz porywając Hermionę w swoje objęcia – ku niezadowoleniu Kruma. Nie był dobry w tańcu, jednak za pomocą kobiety dość szybko wszedł w rytm. 

– Barney – zachichotała cicho – gdybym Cię nie znała, pomyślałabym, że jesteś zazdrosny, wiesz? – Droczyła się.

– A skąd pewność, że nie jestem? 

 Nie spodziewała się takiego zagrania z jego strony. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy do sali wpadł patronus w kształcie lisa, który przemówił głosem Kinglseya Shacklebota: „Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą”.

– Musimy uciekać! – krzyknęła i chwytając jego dłoń, pociągnęła go w stronę biegnącego ku nim Rona. Chwilę przed nalotem śmierciożerców zdążyli się aportować i wtedy też ostatni raz widzieli najbliższych. Ciężar, jaki spadł na ich ciała był nie do pomyślenia. Tułali się po świecie, nie wiedząc gdzie zacząć, czego szukać i co robić. Nagle nie było miejsca na uczucia, nie było miejsca na uśmiechy i beztroskie momenty. Gdy znaleźli trop w domu Syriusza, poczuli się nieco pewniej. Niestety, w chwile po zdobyciu pierwszego horkruksa, odszedł od nich Ron.

– Nie mogę w to uwierzyć! – krzyknęła wściekle Hermiona. – Zostawił nas na pastwę losu, Harry!


– Uspokój się, wiem, że Ci ciężko, ale… - urwał, widząc jej spojrzenie. Słowa były zbędne w tym przypadku. Obydwoje byli zmęczeni, zrozpaczeni i nie myśleli trzeźwo. – Hermiono – wyszeptał cicho i wstał z posłania, podchodząc do stojącej pośrodku namiotu kobiety – mamy siebie – dodał i przytulił ją pewnie. – To i tak wiele – wymruczał do jej włosów, gładząc jej plecy.

– Harry – wyszeptała, unosząc podbródek, by z lekkością móc spojrzeć w jego zielone tęczówki.

– Nic nie mów – powiedział, odgarniając włosy z jej twarzy. Nieśpiesznie pochylił się, patrząc jej przy tym ciągle w jej oczy. Czy kiedykolwiek pragnął czyichś ust bardziej niż jej? Czy nie tego chciał, odkąd pożegnał ją na King’s Cross? 

            Moment, w którym ich wargi zetknęły się w pocałunku, był magiczny. Czas nagle zatrzymał się w miejscu i gdyby nie fakt, że był czarodziejem, to w tej jednej chwili uwierzyłby na nowo w istnienie czarów. Przyciągnął ją do siebie nieco bliżej, dłonie wplatając w jej loki. Oddała mu pocałunek. Czy mógł marzyć o czymś więcej? Tak bardzo potrzebowali bliskości drugiego człowieka, czułości. Chwili zapomnienia. Hermiona pierwsza postawiła następny krok, nieśpiesznie wkładając dłonie pod jego koszulkę. A potem ich ubrania zaczęły znikać coraz to szybciej i szybciej. W powietrzu dało się wyczuć napięcie i podniecenie, spowodowane całą tą sytuacją. Wzajemnie pieścili swoje wargi, nie dbając o późniejsze konsekwencje. Tej nocy ich ciała połączyły się w jedność, i jedynie gwiazdy pozostały świadkiem ich miłosnych uniesień. 

            Ranek należał do tych, z rodzaju krępujących. Nie zamierzali jednak zapomnieć o tym, co się stało. Po prostu o tym nie rozmawiali, zachowywali się tak, jakby to, co robili, było w ich przypadku czymś zupełnie naturalnym. A przecież tak naprawdę byli tylko przyjaciółmi i żadne z nich nie miało odwagi powiedzieć na głos tego, co czuje. Każdego wieczora lądowali w swoich ramionach, a o poranku wracali do normalnych zajęć. Momentem kulminacyjnym w ich znajomości była wizyta w Dolinie Godryka, gdy stali nad grobem rodziców Harry’ego, Hermiona pękła, już chciała mu powiedzieć, już otwierała usta.

           – Ktoś nas obserwuje – powiedziała, w duchu przeklinając, że to nie to, o czym chciała mówić.
~~

– Przepraszam Harry, starałam się jak mogłam – mówiła Hermiona, wskazując na połamaną różdżkę chłopaka.

– To nic, Hermiono – odparł cicho – będziesz mi pożyczać swoją, prawda? – dodał i przysiadł obok niej, chwytając nieśmiało jej trzęsącą się ze stresu dłoń. – Dziękuję, że byłaś tam ze mną. W Dolinie Godryka, nad grobem moich rodziców – wyszeptał i ucałował wierzch jej dłoni. – Gdzieś w głębi duszy zawsze pragnąłem, byś to Ty pierwsza tam ze mną pojechała – wyznał cicho. 

– Och Harry – wyszeptała wzruszona – zrobiła bym dla Ciebie wszystko, przecież wiesz – dodała i oparła głowę o jego bark, a on objął ją ramieniem. I tak kolejną wartę spędzili razem.

Ten wieczór zmienił ich nastawienie do siebie. Czuli się swobodniej w swoim towarzystwie. Okularnik zdobył się nawet na odwagę, by skradać jej pocałunki w ciągu dnia, co mile ją zaskakiwało. Wiedziała jednak, że to nie jest zabawa w domu, a wojna. I obydwoje chcieli ją przetrwać


– Mogłabym tu zostać na zawsze, Harry. Zestarzeć się, zbudować dom. Nikt by nas tu nie znalazł – wyszeptała, siedząc nad strumieniem, wzrokiem przeczesując polanę rozciągającą się za sylwetką mężczyzny. 

– Tak – mruknął zamyślony, zgadzając się na jej słowa. Och, tak. On też o tym marzył, ale realia było nieco inne.

~~



            Tej nocy, gdy Ron wyciągnął go z zamarzniętego jeziora wszystko się zmieniło. Czułości odeszły na drugi plan i znów zaczęło się poszukiwanie horkruksów. Najgorszym momentem, który wspominał Harry, był krzyk Hermiony, gdy torturowała ją Bellatrix. Każdy zbolały jęk dochodził do jego wnętrza, niemiłosiernie obijając się o jego serce. Oddałby wszystko, byle tylko znaleźć się na jej miejscu; byle by ona nie cierpiała. A tymczasem siedzieli uwięzieni w lochach. Pomoc Zgredka była nieoczekiwanym elementem kulminacyjnym.  Uratowali Hermionę, włamali się do banku Gringotta, ukradli horkruks ze skarbca Bellatrix, znaleźli się w Hogwarcie, gdzie tłumnie przywitali ich starzy przyjaciele. A potem przyszło nieuniknione. Śmierć tamtej nocy miała pełne ręce roboty.

            Zniszczyli puchar, zniszczyli diadem, znaleźli Snape’a i już myśleli, że wiedzą wszystko, kiedy tak naprawdę wciąż nie mieli pojęcia o niczym. Łzy zmarłego Severusa niosły za sobą złe nowiny. Ciemnie chmury zawisły nad Hogwartem – zbliżał się nieubłagany koniec.

~~





Siedziała pod drzwiami wyjściowymi z Hogwartu, czekając na czarnowłosego. Serce biło jej jak oszalałe, a gdy zobaczyła schodzącego po schodach Harry’ego, zamarła. Przestała oddychać. Miała złe przeczucia i nie chciała, by się sprawdziły. Jednak gdy zielone spojrzenie skrzyżowało się z jej brązowym, już wiedziała, że wszystkie nadzieje przepadły. Czas zmierzyć się z rzeczywistością.

           – Nie… – wyszeptała, czym zwróciła uwagę Rona – nie, nie, nie. To nie może być prawda, Harry. – Płacząc, podbiegła do niego i rzuciwszy mu się w ramiona, wtuliła się w niego mocno. – Nie możesz być jego horkruksem, nie możesz umrzeć – szeptała  zrozpaczona. Chłopak odsunął ją na długość ramienia i przyjrzał się uważnie jej zmęczonej twarzy.

            – Wrócę do ciebie – odparł, ścierając kciukiem łzy spływające po jej policzkach.

            – Obiecujesz? – załkała głośno.

            Jednak nie dała mu odpowiedzieć. Ucałowała jego usta, nie  dbając o Ginny, o Rona, o bitwę. Chciała, by wiedział, że go kocha. Szalenie i bezgranicznie była zakochana w Harrym Potterze. Odwzajemnił jej krótki pocałunek, dłoń układając na jej plecach, z jego oczu poleciały łzy, więc zacisnął swe palce mocniej na jej lędźwiach.

– Wrócę – zapewnił, gdy już się od niej oderwał. Kiwnął głową i odszedł, zostawiając ją samą. Zalaną łzami. – Kocham Cię, Hermiono Granger – wykrzyczał jeszcze na sam koniec. A potem zniknął. A zaraz za nim podążyło jej serce.

~~


            Myliła się, myśląc, że nikt nie był w stanie zapełnić dziury w jej sercu po sytuacji z Ronem. To Harry uleczył jej zranioną duszę, postawił na nogi jej ciało, dał miłość, która pozostała sensem jej życia. Przy Ronie niebo było niebieskie, trawa zielona, a słońce żółte. Przy Harrym zaś niebo było krystalicznie niebieskie, skrywające głębię. Trawa była soczyście zielona i żywa, a słońce ogrzewało swymi żółtymi promieniami, mieniąc się pomarańczą i czerwienią.

            To Harry. To zawsze był Harry. Wystarczył tylko jeden szept, jedno objęcie na pożegnanie na stacji King’s Cross, pod koniec szóstego roku i wiedziała, że to z nim powinna spędzić resztę swego życia.

            Powinna.

       Harry zmarł, zabijając Voldemorta. Można powiedzieć, że wraz z nim odeszła cząstka Hermiony. A jej zostały tylko wspomnienia. I tylko wspomnienia ratowały ją przed szaleństwem. 




2 komentarze:

  1. Ní nie! Ja tu czekałam na na happy end, a ty co? Smuteczek, serio. Ale powiem ci, że mega mi się podobało! Pięknie I płynnie udawało przejść ci się w kolejne fragmenty histori. Uczucie choc rodziło się powoli, nie nudziło i czekało się na więcej. Czekam na więcej takich miniaturek od cb, ale może tym razem ze szczęśliwym zakończeniem? Ładnie proszę! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Kochana! ♥ Właśnie pracuję nad Fremione z happy endem, ale i Harmony jest w planach także nic się nie bój! Obiecuje, będzie dobrze! :D

      Usuń